Wspomnienia o Fabrycznej 13
Stary artykuł. Nie ukazał się w wersji drukowanej, redaktor Odry do której go wysłałem, chyba go odrzucił.
---------- ---------- Forwarded message ---------
Nie wiem kto to powiedział że na Fabrycznej 13 coś się dzieje. Gdzieś się rozniosło po mieście. Dawno w Zielonej Górze nie bywałem, od kilkunastu lat de facto żyłem poza nią, ale co jakiś czas powracam. Z ciekawością, z nadzieją.
Nie potrafię sobie przypomnieć mojej pierwszej wizyty na ulicy Fabrycznej nr 13. Byłem chyba przyciągnięty jakąś wystawą. Obok dzieł sztuki ulicznej tudzież streetartowych instalacji czekała dość ciekawa ekipa, z której znałem kilka osób, resztę zaś miałem okazję poznać.
Wówczas jeszcze nie przypuszczałem, że będę tak częstym gościem w tych progach. Przybywszy, z zainteresowaniem oglądałem jakiś straszliwie zapleśniały pokój. Wionęło z niego jak z najbardziej spleśniałego sera, ale był to smród nieziemski i przebijający swoją obmierzłością wszelkie potworliwstwa tego świata. Był to pokój wyposażony w fetor tak oryginalny, że aż sam w sobie był sensacją. Uchylano odrzwia i kolejni ciekawscy zasysali się z lubością odorem pleśni nad pleśniami.
Młode ziomki ów pokój pleśniowy czyściły w maskach gazowych. Całe to miejsce przypominało podupadłe slamsowisko na najbiedniejszych brazylijskich fawelach. Miejsce to było ogromną ruiną. Nie przypominało nijak pracowni w loftach jakie dzierżą warszawcy artyści, też wszak zapuszczonych, ale nie do stanu ruiny.
Pamiętam kibel spłukiwany wiadrem z wodą, pamiętam kolejne wystawy. Na Fabryczną 13 zaglądałem ilekroć byłem w Zielonej Górze. Fabryczna 13 stanowiła epokę pośrednią pomiędzy "Skłotem Awaria" a obecnym nic. Miasto już wówczas opuścili moi rozliczni znajomi.
"Skłot Awaria"? To była dziwna rudera przy ulicy Zacisze. Niby spokojny domek, ale w istocie był to pustostan który zajęła lokalna ekipa robiąc tam rozmaite imprezy, ściągająć jakies topowe undergoundowe zespoły w czasie ich europejskich tournée. Nie byłem fanem tej muzyki, ale ściągali mnie tam znajomi. To była taka tutejsza kontrkultura, podziemna, nielegalna przecież. Na lewo sprzedawane piwa i drinki, istna oaza w morzu komercji.
Po jakimś czasie obudził się właściciel rudery, chciał ją przejąć, zresztą uszkodzona była konstrukcja chatynki i chwalić Jah należy że nie zgniotła ona bawiących się w niej stu i więcej osób. Znikł więc skłot "Awaria", organizujący tam imprezy artysta wyemigrował do Wrocławia. Zielona Góra z dnia na dzień zdziadziała. Można było się dziwić że ekipa ledwie paru osób mogła tyle zdziałać i poprowadzić klub na światowym poziomie w starej, grożącej katastrofą ruderze.
Dziś jedna z osób z tamtej epokii ekipy, ZBK/Zbiok, działa w innych miastach, jest rozpoznawalnym w tej cześci Europy streetartystą. Jego wielkie murale liczące setki metrów kwadratowych, pokrywające całe fasady domów, napotykałem buszując po rozlicznych dzielnicach Berlina.
Po jakimś czasie niczego alternatywnego poza pełną "naćpanych lampucer" nielegalną dramendbejsownią "Fabryką", powstał ów przybytek muz na Fabrycznej.
Adam Fularz, rocznik 1979
--
Prezes Zarządu, Wieczorna.pl SP. Z O. O.,ul. Dolina Zielona 24A, 65-154 Zielona Góra
Wydawnictwo Merkuriusz Polski
"Wieczorna.pl" sp. z o.o.
T +48604443623
AGENCJA PRASOWA MERKURIUSZ POLSKI- Wieści i treści od 3 stycznia 1661
Informuję rozmówcę o przysługującym mu prawie do autoryzacji wypowiedzi udzielonych naszej agencji. Aby skorzystać z prawa, rozmówca niezwłocznie po udzieleniu wypowiedzi dla AP Merkuriusz Polski musi oznajmić że skorzysta z tego prawa. Czas na autoryzację wynosi 6 godzin od otrzymania przez rozmówcę zapisu jego słów.
--
-------
Merkuriusz Polski
Polish News Agency polishnews.pl
---------- ---------- Forwarded message ---------
From: Adam Fularz <Adam.Fularz na s. wieczorna.pl>
Date: pt., 14 gru 2018 o 11:09
Subject: Wspomnienie o Fabrycznej 13- do czasopisma Odra
To: <sekretariat na s.. odra.net.pl>
Date: pt., 14 gru 2018 o 11:09
Subject: Wspomnienie o Fabrycznej 13- do czasopisma Odra
To: <sekretariat na s.. odra.net.pl>
Czy są Państwo zainteresowani publikacją mojego wspomnienia? Załączam tekst. Proszę o odpowiedź. Nie jestem pisarzem, wykształcono mnie w ekonomii.
Pozdrawiam,
Adam
Wspomnienie o Fabrycznej 13
Nie wiem kto to powiedział że na Fabrycznej 13 coś się dzieje. Gdzieś się rozniosło po mieście. Dawno w Zielonej Górze nie bywałem, od kilkunastu lat de facto żyłem poza nią, ale co jakiś czas powracam. Z ciekawością, z nadzieją.
Nie potrafię sobie przypomnieć mojej pierwszej wizyty na ulicy Fabrycznej nr 13. Byłem chyba przyciągnięty jakąś wystawą. Obok dzieł sztuki ulicznej tudzież streetartowych instalacji czekała dość ciekawa ekipa, z której znałem kilka osób, resztę zaś miałem okazję poznać.
Wówczas jeszcze nie przypuszczałem, że będę tak częstym gościem w tych progach. Przybywszy, z zainteresowaniem oglądałem jakiś straszliwie zapleśniały pokój. Wionęło z niego jak z najbardziej spleśniałego sera, ale był to smród nieziemski i przebijający swoją obmierzłością wszelkie potworliwstwa tego świata. Był to pokój wyposażony w fetor tak oryginalny, że aż sam w sobie był sensacją. Uchylano odrzwia i kolejni ciekawscy zasysali się z lubością odorem pleśni nad pleśniami.
Młode ziomki ów pokój pleśniowy czyściły w maskach gazowych. Całe to miejsce przypominało podupadłe slamsowisko na najbiedniejszych brazylijskich fawelach. Miejsce to było ogromną ruiną. Nie przypominało nijak pracowni w loftach jakie dzierżą warszawcy artyści, też wszak zapuszczonych, ale nie do stanu ruiny.
Pamiętam kibel spłukiwany wiadrem z wodą, pamiętam kolejne wystawy. Na Fabryczną 13 zaglądałem ilekroć byłem w Zielonej Górze. Fabryczna 13 stanowiła epokę pośrednią pomiędzy "Skłotem Awaria" a obecnym nic. Miasto już wówczas opuścili moi rozliczni znajomi.
"Skłot Awaria"? To była dziwna rudera przy ulicy Zacisze. Niby spokojny domek, ale w istocie był to pustostan który zajęła lokalna ekipa robiąc tam rozmaite imprezy, ściągająć jakies topowe undergoundowe zespoły w czasie ich europejskich tournée. Nie byłem fanem tej muzyki, ale ściągali mnie tam znajomi. To była taka tutejsza kontrkultura, podziemna, nielegalna przecież. Na lewo sprzedawane piwa i drinki, istna oaza w morzu komercji.
Po jakimś czasie obudził się właściciel rudery, chciał ją przejąć, zresztą uszkodzona była konstrukcja chatynki i chwalić Jah należy że nie zgniotła ona bawiących się w niej stu i więcej osób. Znikł więc skłot "Awaria", organizujący tam imprezy artysta wyemigrował do Wrocławia. Zielona Góra z dnia na dzień zdziadziała. Można było się dziwić że ekipa ledwie paru osób mogła tyle zdziałać i poprowadzić klub na światowym poziomie w starej, grożącej katastrofą ruderze.
Dziś jedna z osób z tamtej epokii ekipy, ZBK/Zbiok, działa w innych miastach, jest rozpoznawalnym w tej cześci Europy streetartystą. Jego wielkie murale liczące setki metrów kwadratowych, pokrywające całe fasady domów, napotykałem buszując po rozlicznych dzielnicach Berlina.
Po jakimś czasie niczego alternatywnego poza pełną "naćpanych lampucer" nielegalną dramendbejsownią "Fabryką", powstał ów przybytek muz na Fabrycznej.
Zielona Góra już wówczas była miastem emigracji całej alternatywnej części mojego pokolenia. Ktoś po prostu się wyprowadził i pociągnęło to za sobą resztę, zupełnie jak klocki domina.
Mam w głowie różne obrazki z kontrkulturowego apogeum Zielonej Góry, które następiło chyba około roku 2004-go, może 2005-go. Zdziwiony- jakieś 100 metrów od mojego domu znalazłem klub Rotterdam, a w nim kozacko poubieranych ludzi, jakąś raggowo-densholową bibę, tak po prostu, kilka posesji obok mojego domu. Na przedłużeniu mojej ulicy działał klub Peron 5, w którym nawet odbyła się jedna edycja zielonogórskiego festiwalu reggae/ragga. Epickie czasy, na moim osiedlu ktoś nawet w tamtej złotej epoce mówił że Zielona Góra miała porównywalną liczbę i jakość imprez z Wrocławiem czy Poznaniem.
W tej epickiej epoce około 2004- 2005 roku działały takie kluby jak hip-hopowy "Latarnik" przy ulicy Matejki, organizowano imprezy reggae/ragga w Roksanie nad Kaczym Dołem. Regularnie co tydzień lub najrzadziej co dwa była wielka dżampa na krórą uderzało całe młode pokolenie. Hiphopowa i raggowa Zielona Góra skakała do rana. Pamiętam jak raz przyszedłem ze snowboardem prosto z Góry Tatrzańskiej- ówczas jeszcze czynnego lokalnego stoku narciarskiego- na imprezę do Roksany. I chyba nie byłem jedyną osobą która przyszła z deską prosto ze stoku. Ile wtedy było na takich imprezach ludzi!
Pamiętam raz jakąś epicką posiadówę pod BWA. Murki przed miejską galerią sztuki były miejscem gdzie schodziła się cała miejscowa młoda bohema. Wanna-be artystki były obdarzone ADHD tak silnym że na imprezie skakały po kanapie, imprezowała chlejąca do oporu skrzypaczka miejscowej filharmonii, głośno trajkotali fani smakowitej marihuany palonej tam masowo. Przesiadywano en-masse w każdy pogodny wieczór, wkrótce wszyscy wszystkich znali. We wspólnej przestrzeni miejskiego skwerku potrafiło przebywać do 100 osób.
Ten cały artystyczny ferment z jednej strony był efektem kształcenia w Zielonej Górze młodych artystów. Podobnie było gdy mieszkałem we Francji- najciekawsi ludzie studiowali sztukę w miejscowej École des Beaux-Arts. Z drugiej strony był efektem permisywizmu tutejszej władzy. Nikt się bowiem nie interesował szalonymi imprezami na skwerku i palaczami marihuany, aż do czasu.
To był chyba rok 2005, zmiana władz. Zmieniła się też władza w tutejszej policji, te nowe infiltrowały środowisko, nie lubiano by ktoś palił marihuanę. Miasto stało się biegunem agresywnej polityki anty-gandziowej w tej części kraju. Na Śląsku powtarzano sobie historie o Zielonej Górze jako miejscu nieprzyjaznym dla fanów gandzi. Równocześnie otworzyły się możliwości emigracji zarobkowej.
Mam w głowie różne obrazki z kontrkulturowego apogeum Zielonej Góry, które następiło chyba około roku 2004-go, może 2005-go. Zdziwiony- jakieś 100 metrów od mojego domu znalazłem klub Rotterdam, a w nim kozacko poubieranych ludzi, jakąś raggowo-densholową bibę, tak po prostu, kilka posesji obok mojego domu. Na przedłużeniu mojej ulicy działał klub Peron 5, w którym nawet odbyła się jedna edycja zielonogórskiego festiwalu reggae/ragga. Epickie czasy, na moim osiedlu ktoś nawet w tamtej złotej epoce mówił że Zielona Góra miała porównywalną liczbę i jakość imprez z Wrocławiem czy Poznaniem.
W tej epickiej epoce około 2004- 2005 roku działały takie kluby jak hip-hopowy "Latarnik" przy ulicy Matejki, organizowano imprezy reggae/ragga w Roksanie nad Kaczym Dołem. Regularnie co tydzień lub najrzadziej co dwa była wielka dżampa na krórą uderzało całe młode pokolenie. Hiphopowa i raggowa Zielona Góra skakała do rana. Pamiętam jak raz przyszedłem ze snowboardem prosto z Góry Tatrzańskiej- ówczas jeszcze czynnego lokalnego stoku narciarskiego- na imprezę do Roksany. I chyba nie byłem jedyną osobą która przyszła z deską prosto ze stoku. Ile wtedy było na takich imprezach ludzi!
Pamiętam raz jakąś epicką posiadówę pod BWA. Murki przed miejską galerią sztuki były miejscem gdzie schodziła się cała miejscowa młoda bohema. Wanna-be artystki były obdarzone ADHD tak silnym że na imprezie skakały po kanapie, imprezowała chlejąca do oporu skrzypaczka miejscowej filharmonii, głośno trajkotali fani smakowitej marihuany palonej tam masowo. Przesiadywano en-masse w każdy pogodny wieczór, wkrótce wszyscy wszystkich znali. We wspólnej przestrzeni miejskiego skwerku potrafiło przebywać do 100 osób.
Ten cały artystyczny ferment z jednej strony był efektem kształcenia w Zielonej Górze młodych artystów. Podobnie było gdy mieszkałem we Francji- najciekawsi ludzie studiowali sztukę w miejscowej École des Beaux-Arts. Z drugiej strony był efektem permisywizmu tutejszej władzy. Nikt się bowiem nie interesował szalonymi imprezami na skwerku i palaczami marihuany, aż do czasu.
To był chyba rok 2005, zmiana władz. Zmieniła się też władza w tutejszej policji, te nowe infiltrowały środowisko, nie lubiano by ktoś palił marihuanę. Miasto stało się biegunem agresywnej polityki anty-gandziowej w tej części kraju. Na Śląsku powtarzano sobie historie o Zielonej Górze jako miejscu nieprzyjaznym dla fanów gandzi. Równocześnie otworzyły się możliwości emigracji zarobkowej.
Zielonogórski malarz S., stwierdził że w kluczowym apogeum emigracji bezrobocie w województwie oscylowało w okolicach 20 %. Można było pracować w fabryce w Zielonej Górze za 5 PLN/godzinę, albo za 5 funtów za godzinę w podobnej fabryce w Wielkiej Brytanii. Z emigracji zarobkowej wrócili bardzo nieliczni spośród rzeszy znajomych, większość nie miała do czego wracać, w mieście pozostali tylko ich rodzice, ale już nie - znajomi czy przyjaciele. Przez jakiś czas dla młodych pokoleń powracających do rodziców na święta ogranizowano "bale emigranta" w czasie świat bożonarodzeniowych, ale i to ustało.
Sam wyjechałem, na posadę student tutora (ćwiczeniowca) i student researchera na brytyjskiej uczelni. Póżniej przez wiele lat mieszkałem poza Zieloną Górą. Po powrocie spotkałem już drastycznie inną Zieloną Górę. Okazało się po powrocie, że całą niemal kulturę młodego pokolenia- można tak po prostu spakować w walizkę i ją po prostu wywieźć ze sobą, zabrać gdzieś indziej.
Sam wyjechałem, na posadę student tutora (ćwiczeniowca) i student researchera na brytyjskiej uczelni. Póżniej przez wiele lat mieszkałem poza Zieloną Górą. Po powrocie spotkałem już drastycznie inną Zieloną Górę. Okazało się po powrocie, że całą niemal kulturę młodego pokolenia- można tak po prostu spakować w walizkę i ją po prostu wywieźć ze sobą, zabrać gdzieś indziej.
Pamiętam o świetnych czasach lokalnej kontrkultury gdy przechodzę przy epickim ongiś skwerku w opustoszałym już dawnym handlowym śródmieściu miasta, gdy po kilkunastu latach mijam zamknięte dziś liczne miejscówki w których przed laty bawiono się tak wyśmienicie. Historia ta pokazuje że genius loci, unikalny duch miejsca, tworzą ludzie, nie jedynie budynki, instytucje czy infrastruktura. Genius loci nie jest dany na zawsze, po prostu ulatnia się. Każda wielkość przemija, a jej wspomnienie budzi dziś wśród miejscowych młodych pokoleń szok i niedowierzanie.
_______________________
______________________________
Merkuriusz Polski
Agencja Prasowa. W Krakowie od 3 stycznia 1661 r.
Adam Fularz, manager Radiotelewizji
Prezes Zarządu, Wieczorna.pl SP. Z O. O.,ul. Dolina Zielona 24A, 65-154 Zielona Góra
Wydawnictwo Merkuriusz Polski
"Wieczorna.pl" sp. z o.o.
T +48604443623
F +442035142037
E adam.fularz@wieczorna.pl
E adam.fularz@wieczorna.pl
Dolina Zielona 24a, PL 65-154 Zielona Góra
KRS 0000416514, NIP 9731008676, REGON 081032764
KRS 0000416514, NIP 9731008676, REGON 081032764
AGENCJA PRASOWA MERKURIUSZ POLSKI- Wieści i treści od 3 stycznia 1661
Informuję rozmówcę o przysługującym mu prawie do autoryzacji wypowiedzi udzielonych naszej agencji. Aby skorzystać z prawa, rozmówca niezwłocznie po udzieleniu wypowiedzi dla AP Merkuriusz Polski musi oznajmić że skorzysta z tego prawa. Czas na autoryzację wynosi 6 godzin od otrzymania przez rozmówcę zapisu jego słów.
Standardy relacjonowania wyborów przez media zgodne z Art. 7 ust. 2 ustawy – Prawo Prasowe.
Kandydat w wyborach nie powinien być formalnie związany z żadnym medium, w szczególności być dziennikarzem, redaktorem naczelnym bądź wydawcą. Jeżeli tak by się zdarzyło, gdyż prawo wprost tego nie zabrania, na czas wyborów nie powinien być on zaangażowany w relacjonowanie wyborów.
Rada Etyki Mediów uznaje udział dziennikarzy w wyborach za złamanie zasad etyki 55 dziennikarskiej . Dziennikarze nie tylko nie powinni kandydować, ale w jakikolwiek inny sposób uczestniczyć w pracach komitetów wyborczych, np. nie powinni pomagać kandydatom w przygotowaniu wystąpień publicznych.
Dobrą praktyką jest wprowadzenie przez szefów redakcji w tym zakresie jasnych wytycznych.
Media powinny z ostrożnością relacjonować wydarzenia z udziałem kandydatów pełniących funkcje publiczne w czasie kampanii wyborczej, a zwłaszcza ciszy wyborczej. Osoby te, mając łatwiejszy niż inni kandydaci dostęp do mediów, mogą nadużywać go do celów związanych z prowadzeniem kampanii wyborczej. Media muszą być więc szczególnie wyczulone.
Prowadzenie negatywnej kampanii w mediach, choć nie jest prawnie zakazane, budzi wątpliwości etyczne. Media powinny przekazywać wypowiedzi prawdziwe, wypowiadane w dobrej wierze oraz w tonie umiarkowanym. (..)
W przypadku, gdy tworzy się medium specjalnie na potrzeby wyborów, dane medium powinno kierować się regułami prawdziwości i uczciwości przekazu. Należy także pamiętać, że powstające w okresie wyborczym tytuły prasowe zobowiązane są do przestrzegania wszelkich wymogów stawianych prasie przez prawo prasowe (jeœli publikacja spełnia 56 kryteria definicji „dziennika" lub „czasopisma" wymagana jest np. jego rejestracja w sądzie). Bardzo ważne jest, aby wydawnictwo takie na każdym egzemplarzu posiadało takie informacje jak nazwę i adres wydawcy, adres redakcji, imię i nazwisko redaktora naczelnego. Choć prawo prasowe nie ustanawia obowiązku zamieszczenia impressum na tzw. drukach nieperiodycznych (np. jednorazowo wydanej gazetce), zasada ta powinna być przestrzegana w przypadku wydawnictw dotyczących wyborów. wg http://hfhr.pl/wp-content/uploads/2014/10/HFPC_media_w_okresie_wyborczym.pdf
--
-------
Merkuriusz Polski
Polish News Agency polishnews.pl
Komentarze
Prześlij komentarz